Tu opisze moje początki pobytu w Hiszpanii. Jest co opowiadać, chociaż są to głównie trudności, jakie przeżywałem wraz z Anią w Hiszpanii.
To jest jedna z ciekawszych piosenek jakie tu uslyszalem. Tak dla chwili relaksu, jezeli ktos chce posluchac.
Ogólnie to jak się przyjedzie do Hiszpanii, ma się wrażenie, że dzieje się coś niezwykłego. Już samo lecenie samolotem dodawało smaczek temu wyjazdowi. Leciałem pierwszy raz. Później lotnisko w Bacelonie, wielkie jak 3 nasze w Warszawie, a może i większe. Po odprawie idzie się i idzie. Później pojechaliśmy do centrum Barcelony. Tam przenocowaliśmy z Anna w schronisku młodzieżowym. Cena 15 €. Pamiętam, że kabiny prysznicowe były z radiem i Amerykanie w kuchni grali w karty. Super. Barcelonę muszę kiedyś odwiedzić. Trochę się się przespaliśmy w tym schronisku, najedliśmy i rano pojechaliśmy do Zaragozy. Takim autobusem za 13 €. Było gorąco. W końcu to sierpień. I pamiętam do dziś jak ciężkie były nasze plecaki. 20 kg. Brało się dużo rzeczy na pół roku. Teraz jak się okazuje na cały. Ale dojechaliśmy. Gorąc, gorąc. I plan, żeby szukać mieszkania. Zostawiliśmy bagaże na dworcu w schowku za 3 € doba, czy coś. I poszliśmy na naszą uczelnię. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, że w tym kraju nie znających angielskiego ludzi(a przynajmniej większość nie zna) najbardziej liczy się język hiszpański, którego mało się jednak nauczyłem. Zdałem sobie sprawę, że nie wystarczy umieć przeczytać z kartki, czy powiedzieć parę zdań typu: "Szukam mieszkania. Jestem studentem z Polski. Ile kosztuje i gdzie jest". Ważniejsze jest, żeby zrozumieć odpowiedz, lub pytanie człowieka z drugiej strony linii. Język stał się barierą. Na szczęście nie spaliśmy tej nocy w parku. Przyjął nas na noc do swego mieszkania pewien chłopak z Kanady, który tu studiuje. Nazywa się Tommy i na szczęście umiał po angielsku mówić w miarę i się dogadaliśmy. Może wydawać się to normalne, że ludzie w Kanadzie mówią po angielsku. W rzeczywistości mówią po angielsku i francusku. On pochodzi z części, gdzie się mówi po francusku i po angielsku mówi nie lepiej ode mnie, zważając na to, że znajomość tego języka mam na niskim poziomie. Fajnie się u niego mieszkało przez te parę dni. Trochę rozmawialiśmy o różnych sprawach i poszerzyłem swoje horyzonty myślowe. Najtrudniejszą rzeczą było znaleźć mieszkanie. Trochę nam Tommy pomógł, ale najbardziej musiałem szukać sam. Nie mógł nam cały czas pomagać, bo miał do zaliczenia jakiś przedmiot. Widać jest tu też jak w Polsce, że się studenci bawią cały semestr i zaliczają we wrześniu. Anna nie mogła się zaangażować bo trafiła do pracy w restauracji na Expo2008. Bardzo ciężkiej pracy... Ja sam chodziłem, sprawdzałem ogłoszenia i dzwoniłem. Na szczęście są w Hiszpanii takie miejsca "Lokutoria", gdzie można za mały pieniądz dzwonić, też do Polski. Np. rozmowa z Lokutorium z domem w Polsce kosztuje mnie 1 € za 10 min. Tyle to nawet nie zapłacę za rozmowę w polskiego miasta do innego polskiego miasta. "Precz z Telekomunikacją."-oczywiście taki żart. Monopolista też ma prawo żyć. Mieszkanie od reki, na teraz nie było łatwo znaleźć przez Expo. Wszystkie pozajmowane i wysoka cena. Ale w końcu znalazłem. Właściciel mówił po angielsku z deczka i podpisałem umowę. Ale na cały rok. Nikt tu nie chciał kogoś na pół roku. Powiedziałem mu więc, że chce zostać na cały, po czym teraz chyba zostanę. Nigdy nie lubiłem kłamać w sprawach istotnych. Jestem zadowolony. Przynajmniej nie będzie mówił, że Polacy to kłamcy i może ktoś inny w przyszłości z naszej uczelni będzie mieszkał u niego. Zawsze to lepiej pozostawić po sobie dobre wrażenie. Anna, moja dziewczyna, dogadała się w końcu z hiszpańską babcią po niemiecku. Kobieta mówiła dobrze po niemiecku, bo chyba z mężem mieszkała w Niemczech z parę lat. Tak więc w Hiszpanii wynajęliśmy oddzielne mieszkania używając angielskiego i niemieckiego. Parę problemów za nami. Wyprowadzamy się od Toniego. Wszyscy byliśmy szczęśliwi. Na koniec zgubiłem polar, który bardzo lubiłem, niosąc te wszystkie klamoty do nowego mieszkania. W końcu własny pokój i nowy kolega Jesus... Ale o tym może w innym poście.
Witam na moim blogu. Jest on stworzony dla opisania mojego zycia, przemyslen - tych najmniej, i pobytu w Hiszpanii. I nie tylko tam właściwie.
sobota, 25 października 2008
czwartek, 16 października 2008
Hiszpania - España
España es muy buena.
Fiesta Pilar
- to święto w Zaragozie w październiku. Najbardziej znane i na którym jest bardzo dużo osób. Najbardziej podobała mi się procesja na plac przed Bazyliką. Ludzie z okolicznych wiosek całymi rodzinami szli najważniejszymi ulicami Zaragozy niosąc kwiaty, które po dojściu na plac, są umieszczane w wielkim kopcu z kwiatów.
W to swieto Pilar akurat duzo padalo. Wlasciwie urwala sie chmura i lato tak, ze nigdy przedtem ani pozniej tu takiego deszczu nie widzialem.


Fiesta Pilar
- to święto w Zaragozie w październiku. Najbardziej znane i na którym jest bardzo dużo osób. Najbardziej podobała mi się procesja na plac przed Bazyliką. Ludzie z okolicznych wiosek całymi rodzinami szli najważniejszymi ulicami Zaragozy niosąc kwiaty, które po dojściu na plac, są umieszczane w wielkim kopcu z kwiatów.
W to swieto Pilar akurat duzo padalo. Wlasciwie urwala sie chmura i lato tak, ze nigdy przedtem ani pozniej tu takiego deszczu nie widzialem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)