poniedziałek, 5 lipca 2010

4 of July, Independence Day

Dzień Niepodległości to temat na nowego postu. Bardzo miły dzień amerykańskiego społeczeństwa, które wspomina swoja historie oraz przodków osadników z całej prawie Europy. Rodzina farmera Michaela przybyła tu w 1893 z nieistniejącego wtedy Państwa Polskiego.

Parada. Coś do zjedzenia.




















Pokaz historii amerykanskiej motoryzacji.





Wieczorem bardzo mila potancowka w stylu country. Troche z Polakami, a troche ze straszymi Meksykanami - hitem "Sweet home Alabama".





Praca

Pracuje z Meksykanami i z Amerykanami. Starsi, mlodsi. Tych starszych wiecej. Wszyscy sa niezwykle symptatyczni. Juz mnie poczestowali meksykanskim jedzeniem z sosem Salsa.









Dzis jedna z Pan pokazywala zdjecia swojego kota. Ladne kocisko.

Przez tydzień pracowałem na zewnątrz budynku. Bardzo brudna robota i palące słońce.







Prosze zobaczcie, co Anna robi, jak mnie nie ma. No bawi sie w najlepsze.



Tak, jak patrze na to zdjecie, to musze przyznac, ze bardzo ladnie wyglada. Zreszta to slodka dziewczna i zawsze wyglada sympatycznie.

Co tu Wam jeszcze napisać? Może to. Dziś nie bylem w pracy. Dzień wolny. Trochę się wkurzyłem, bo się sezon nie zaczął i nie ma dużo pracy. Wszyscy mówią, ze będzie, ale jak się pierwszy raz jest tu, trudno uwierzyć. Dlatego bylem z lekka zasmucony. Nie moglem nic zrobić. Trochę się pomodliłem z tej okazji przy figurce Maryi. Wieczorem wybrałem się z kolegą nad małe jeziorko. Wzięliśmy Cole i czipsy i pogadaliśmy jak jest w Meksyku. Wróciliśmy do miasta i tam było więcej Meksykanów. Pili sobie zimne piwo amerykańskie. Pogadalśmy o tym wszystkim, co w pracy i innych rzeczach. Całkiem inaczej się zrobiło. Dużo Meksykanów są to bardzo mili ludzie, mimo, ze mówią, ze w ich kraju żyje dużo osób źle się prowadzących. Jest w wielu miejscach niebezpiecznie. Tak wiec się ciesze, ze spotkałem akurat tych miłych i sympatycznych. Mówiliśmy jednym językiem, a nawet za bardzo z Polakami często ciężko mi się porozumieć. Jest to wielkie szczęście spotkać człowieka z którym szczerze można pogadać.

14.08.2010



Moja droga do pracy biegnie przez pola kukurydzy lub po boku mam farmy amerykańskie.



Dwa razy byłem na mszy w kościółku w Gillett. Bardzo podobała mi się msza po angielsku.



Anna przysłała mi do USA parę zdjęć z niedawnego wesela Jej brata, żebym nie zapomniał Jej i tej radosnej chwili kilka dni przed moim wyjazdem.