Przygotowujac sie na spotkanie Taize poznalem Chaviego. Kolege, ktorego mama jest osba kochajaca Jana Pawla II. On sa tez pomaga w kosciele w roznych formach dzialania na rzecz innych. Raz na przyklad bylem z nim w szpitalu dla osob chorych i spiewalismy tam koledy. Troche slodyczy zawiezlismy im. No ale tym razem byla okazja, zeby zajechac do Formigal, stacji narciarskiej. Duzej jak nie wiem co. I bylo na prawde niesamowicie. Raczej nie da sie opisac.
Co moge tylko napisac? Ze super bylo i mam nadzieje, ze pojade jeszcze kiedys. Troche to dziwne moze, ze sie w Hiszpanii na narty jezdzi. Ale tak jest. Hiszpania jest krajem swietnym, bardzo uniwersalnym. I szczegolnie czas wolny od zajec mi sie podoba.
Tu jest zdjecie z rodzina kolegi Chaviego. Bardzo mili byli. Pozyczyli mi wszystko, co potrzeba do jazdy na snowbordzie. To jest niesamowite, ze spotykamy tu tak duzo osob, ktore nam pomagaja.
Tu na koniec jeszcze macie troche muzyki Hiszpanskiej. Miguel Bose - chociaz biseksualista, to podobnie jak Fredy Mercury, podoba mi sie jak spiewa.
Kochani, wszystkim odwiedzajacym moj blog zycze duzo milosci, pokoju w sercu i radosci. Wiary w Wielkosc Boza i Wielkiej Ufnosci w Jego Milosc do nas. Takiej opieki ze strony Maryji jakiej doznal Juezusek Malutki. I zeby sie nam powodzilo, czyli zeby nasze zycie wygladalo tak, jak moze wygladac, gdy sie spelnia zyczenia napisane wczesniej.
Maja dobre piwko bezalkoholowe. Chociaz budzi to smiech wsrod kolegow jak sobie takie pije. Anna sprobowala na jezyczek i mowi ze na poczatku czuc ten dodatek jablka lub cytryny, a poznij gorycz piwa. Nie smakowalo jej. Dziewczyny sa z reguly bardziej wrazliwe na smak i ostre potrawy oraz gorycz piwa jm nie smakuja.
Na mecz i do pizzy dobre. Tutaj jest 6 programow telewizji i czesto leca mecze. Nie jak w Polsce, ze wykupi Canal + i mozna sobie najwyzej w internecie bramiki zobaczyc. Jak oni to robia tu, ze i liga jest i Liga Mistrzow i Uefa i w barach ludzie siedza, a u nas tylko jeden canal + ma wszystko.
Zdarzyło się, że trochę gotowałem. Na obiad z Anią.
W Hiszpanii sie zyje normalnie. Lub jak sie trafi na ciekawych lokatorow mniej normalnie, ale tez ciekawie. Wszyskto jest drozsze niz w Polsce i to glowna roznica. Przedstawie tu pare zdjec z mojego mieszkania za 200€ miesiecznie + oplaty.
Widok z okna.
Odkad mieszkam z Francuzem zdazaja sie nawet imprezy sobotnie. Wszyscy, ktorzy przychodza na nie, to Francuzi.
To francuz Quentin, co mieszka ze mna. Właściwie odżywia się tyko pizzą i piwem. Dużo pali, bo papierosy są tu tańsze niż we Francji i pali też marihuanę.
Tu jest link do Camino - filmiu o dziewczynce z Opus Dei. W moim odczuciu bardzo nie lubianej organizacji w Hiszpanii.
www.katolik.pl
Tu jest link do takiej fajnej piosenki: http://dreamlinerpilot.wrzuta.pl/audio/bWpUUCCLs4/
Tu wrzucilem taki fajny artykul z katolika. W ogole na stronie katolik sa ciekawe artykuly.
Pamiętam Piotrka z liceum, nie chodził ze mną do klasy, ale często go widywałam na korytarzach. Udzielał się chyba w kółku teatralnym. Niezły był z niego aparat – znaczy jajcarz, zgrywus, jak kto woli. Co prawda, był też stałym bywalcem nieoficjalnej szkolnej palarni, ale budził sympatię. No i dziewczyny do niego trzepotały rzęsiskami, bo grać na gitarze jak nikt potrafił.
Przydaje mu się teraz to granie. Ostatnio widziałam go na Mszy dla dzieci, jak wywijał z tą gitarą prawie po całym kościele. A dzieci za nim. Ze dwa razy się potknął, ale nawet dobrze sobie radził w tej sutannie. Aha, bo zapomniałam napisać, że na księdza poszedł.
Z Tomkiem była trochę inna sytuacja. Zawsze był bardzo radykalny w myśleniu, więc jak któregoś dnia się nawrócił, to skończył aż w zakonie. Wszyscy podziwialiśmy Tomka za odwagę. No bo wyrwać się z wioski takiej jak nasza, od tatusia policjanta wprost w czułe objęcia matki Kościoła to nie jest łatwa sprawa. Tomka naprawdę wzięło. Po dwóch latach powiedział, iż napatrzył się tam na takie rzeczy, że zgroza. A że był radykalny, to mu się radykalnie odwidziało. Wyplątał się z "macek" zakonu i Kościoła. Na same wspomnienie o Bogu dostaje dreszczy i dalej mówi, że zgroza. No tak, jeszcze jaka...
Można by się przyczepić do Piotrka, że palił, że dziewczynom w głowach mącił. Można mieć za złe Tomkowi, że odszedł z zakonu i że wygaduje teraz na księży. Ale nie chodzi o to, żeby ich oceniać, ale żeby się od nich czegoś nauczyć. To dzięki Piotrkowi uświadomiłam sobie, że księdzem zostaje zwykły chłopak i że w swoim księżowskim życiu nadal pozostaje zwykłym mężczyzną. Ma specjalne przywileje nadane mu przez Boga na równi ze specjalnymi obowiązkami – to fakt, ale dalej jest sobą. Czyli takim człowiekiem, jakim go ukształtowało środowisko, na jakiego wychowali go rodzice, z taką wrażliwością, jaką sam u siebie zdołał wypracować. Zwykle ma wiele wad, które tym bardziej się uwypuklają, im bardziej parafianie oczekują od niego doskonałości.
A ten cały radykalizm Tomka? Pomagał mu w podejmowaniu decyzji, ale raczej nie w wierze, a już na pewno nie w wierze w Boga. Bo może Tomek wierzył tylko w księży, a w Boga już nie? To by nawet pasowało – gdy go zawiedli, odszedł z Kościoła. Problem w tym, że tak to już jest z ludźmi: czasem zawodzą, a kto chce opierać się jedynie na nich, jest skazany na rozczarowanie. Z Panem Bogiem jest inaczej – zawsze daje dobry przykład, nie można Go oskarżyć o dwulicowość, nie pożąda dóbr materialnych, zawsze ma dobry humor, nie krzyczy z ambony. Aż dziw, że wybiera sobie takie narzędzia…
Jeżeli ksiądz jest ładny, ludzie często będą się zastanawiać i plotkować: ciekawe, dlaczego się nie ożenił? Jeżeli jest brzydki, stwierdzą bez cienia wątpliwości: na pewno nikt go nie chciał i poszedł na księdza! Kiedy w czasie kazania zdarza mu się mówić podniesionym głosem, wtedy parafianie uważają, że nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy. Jeżeli przepowiada normalnie, to oczywiście nic z tego nie można zrozumieć, bo mówi bez zaangażowania i sam się nudzi tym, o czym opowiada. Jeżeli ksiądz stara się często odwiedzać swoich parafian i wobec nikogo nie przejdzie obojętnie, wtedy wielu uważa, że wtyka nos w nie swoje sprawy. Jeżeli zaś przebywa stale na plebanii lub w domu parafialnym, to jest człowiekiem zamkniętym i nie interesują go problemy i codzienne życie innych. Jeżeli ksiądz jest dobroduszny i często się uśmiecha, wtedy mówią, że się wygłupia. Ale jeżeli bywa poważny i zamyślony, to uważają go za wiecznie niezadowolonego i naburmuszonego…
Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. A już szczególnie ciężko spełnić oczekiwania tych, którzy bardziej aniżeli Bogiem interesują się księżmi. Okażmy Bogu trochę zaufania, uwierzmy Mu, że powołał dokładnie takich ludzi, jakich chciał mieć. Okażmy też trochę pokory i nie żądajmy od duszpasterzy dopasowywania się do naszych widzimisię. W sytuacjach kryzysowych bardzo pomocna bywa modlitwa – potrafi ona zmienić serce księdza, ale i nam dodaje nieco cierpliwości i wyrozumiałości.
Tu opisze moje początki pobytu w Hiszpanii. Jest co opowiadać, chociaż są to głównie trudności, jakie przeżywałem wraz z Anią w Hiszpanii.
To jest jedna z ciekawszych piosenek jakie tu uslyszalem. Tak dla chwili relaksu, jezeli ktos chce posluchac.
Ogólnie to jak się przyjedzie do Hiszpanii, ma się wrażenie, że dzieje się coś niezwykłego. Już samo lecenie samolotem dodawało smaczek temu wyjazdowi. Leciałem pierwszy raz. Później lotnisko w Bacelonie, wielkie jak 3 nasze w Warszawie, a może i większe. Po odprawie idzie się i idzie. Później pojechaliśmy do centrum Barcelony. Tam przenocowaliśmy z Anna w schronisku młodzieżowym. Cena 15 €. Pamiętam, że kabiny prysznicowe były z radiem i Amerykanie w kuchni grali w karty. Super. Barcelonę muszę kiedyś odwiedzić. Trochę się się przespaliśmy w tym schronisku, najedliśmy i rano pojechaliśmy do Zaragozy. Takim autobusem za 13 €. Było gorąco. W końcu to sierpień. I pamiętam do dziś jak ciężkie były nasze plecaki. 20 kg. Brało się dużo rzeczy na pół roku. Teraz jak się okazuje na cały. Ale dojechaliśmy. Gorąc, gorąc. I plan, żeby szukać mieszkania. Zostawiliśmy bagaże na dworcu w schowku za 3 € doba, czy coś. I poszliśmy na naszą uczelnię. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, że w tym kraju nie znających angielskiego ludzi(a przynajmniej większość nie zna) najbardziej liczy się język hiszpański, którego mało się jednak nauczyłem. Zdałem sobie sprawę, że nie wystarczy umieć przeczytać z kartki, czy powiedzieć parę zdań typu: "Szukam mieszkania. Jestem studentem z Polski. Ile kosztuje i gdzie jest". Ważniejsze jest, żeby zrozumieć odpowiedz, lub pytanie człowieka z drugiej strony linii. Język stał się barierą. Na szczęście nie spaliśmy tej nocy w parku. Przyjął nas na noc do swego mieszkania pewien chłopak z Kanady, który tu studiuje. Nazywa się Tommy i na szczęście umiał po angielsku mówić w miarę i się dogadaliśmy. Może wydawać się to normalne, że ludzie w Kanadzie mówią po angielsku. W rzeczywistości mówią po angielsku i francusku. On pochodzi z części, gdzie się mówi po francusku i po angielsku mówi nie lepiej ode mnie, zważając na to, że znajomość tego języka mam na niskim poziomie. Fajnie się u niego mieszkało przez te parę dni. Trochę rozmawialiśmy o różnych sprawach i poszerzyłem swoje horyzonty myślowe. Najtrudniejszą rzeczą było znaleźć mieszkanie. Trochę nam Tommy pomógł, ale najbardziej musiałem szukać sam. Nie mógł nam cały czas pomagać, bo miał do zaliczenia jakiś przedmiot. Widać jest tu też jak w Polsce, że się studenci bawią cały semestr i zaliczają we wrześniu. Anna nie mogła się zaangażować bo trafiła do pracy w restauracji na Expo2008. Bardzo ciężkiej pracy... Ja sam chodziłem, sprawdzałem ogłoszenia i dzwoniłem. Na szczęście są w Hiszpanii takie miejsca "Lokutoria", gdzie można za mały pieniądz dzwonić, też do Polski. Np. rozmowa z Lokutorium z domem w Polsce kosztuje mnie 1 € za 10 min. Tyle to nawet nie zapłacę za rozmowę w polskiego miasta do innego polskiego miasta. "Precz z Telekomunikacją."-oczywiście taki żart. Monopolista też ma prawo żyć. Mieszkanie od reki, na teraz nie było łatwo znaleźć przez Expo. Wszystkie pozajmowane i wysoka cena. Ale w końcu znalazłem. Właściciel mówił po angielsku z deczka i podpisałem umowę. Ale na cały rok. Nikt tu nie chciał kogoś na pół roku. Powiedziałem mu więc, że chce zostać na cały, po czym teraz chyba zostanę. Nigdy nie lubiłem kłamać w sprawach istotnych. Jestem zadowolony. Przynajmniej nie będzie mówił, że Polacy to kłamcy i może ktoś inny w przyszłości z naszej uczelni będzie mieszkał u niego. Zawsze to lepiej pozostawić po sobie dobre wrażenie. Anna, moja dziewczyna, dogadała się w końcu z hiszpańską babcią po niemiecku. Kobieta mówiła dobrze po niemiecku, bo chyba z mężem mieszkała w Niemczech z parę lat. Tak więc w Hiszpanii wynajęliśmy oddzielne mieszkania używając angielskiego i niemieckiego. Parę problemów za nami. Wyprowadzamy się od Toniego. Wszyscy byliśmy szczęśliwi. Na koniec zgubiłem polar, który bardzo lubiłem, niosąc te wszystkie klamoty do nowego mieszkania. W końcu własny pokój i nowy kolega Jesus... Ale o tym może w innym poście.
Fiesta Pilar - to święto w Zaragozie w październiku. Najbardziej znane i na którym jest bardzo dużo osób. Najbardziej podobała mi się procesja na plac przed Bazyliką. Ludzie z okolicznych wiosek całymi rodzinami szli najważniejszymi ulicami Zaragozy niosąc kwiaty, które po dojściu na plac, są umieszczane w wielkim kopcu z kwiatów.
W to swieto Pilar akurat duzo padalo. Wlasciwie urwala sie chmura i lato tak, ze nigdy przedtem ani pozniej tu takiego deszczu nie widzialem.